Gawęda na 60-tą rocznicę powstania warszawskiego
Pod koniec czerwca 2004 roku zadzwonił do mnie telefon.:
“Cześć Zbychu, mówi Wacek. Zbliża się rocznica powstania warszawskiego i musisz
napisać wspomnienie o twoim w tym udziale.
Kiedyś opowiadałeś mi jak wasz oddział partyzancki Armii Krajowej przedzierał się w
sierpniu 1944 roku z lasów wareckch do Warszawy, jak został zdziesiątkowany w walce z
napotkanymi pod Wilanowem oddziałami SS, jak zostaliście otoczeni i zepchnięci do lasów
piaseczyńskich . Opowiadałeś mi o tym jak zostaliście uratowani z oblężenia przez
wojska węgierskie.
Powinieneś o tym napisać póki jeszcze żyjesz...”
Muszę przyznać że ten telefon bardzo mnie zaskoczył i trochę wytrącił z równowagi
.
Wacek jest moim przyjacielem od dziesiątków lat. Bardzo go lubię, bo jest jednym z
moich licznych przyjaciół, który żyje wiarą w ludzi i jest przekonany o powszechnym
patriotyzmie narodowym.
Ponieważ ja tej wiary już nie podzielam, odpowiedziałem mu, iż o powstaniu nie będę
wspominał, bo to i wspomnienie bolesne (poległo wówczas wielu moich bardzo dobrych,
serdecznych przyjaciół)) i nikogo to dziś nie interesuje.
Tamte czasy zapłaciliśmy, aresztowaniami, torturami i półwiekową dyskryminacją co
zaowocowało ciężkimi schorzeniami inwalidztwem i zwykłą nędzą
Przez sześćdziesiąt lat - media, propaganda komunistyczna i polityczni szubrawcy -
opluwali ten zryw narodu do niepodległości, filozofując “czy to było warto
poświęcać tyle młodych istnień dla “beznadziejnej sprawy”..... Do dzisiejszego
dnia – już dzieci tych łobuzów – powtarzają tę samą plugawą piosenkę. We
wszystkich środkach masowego przekazu... I co - ja mam teraz przekonywać tę bandę, że
nas nikt nie poświęcał i nie prowadził na śmierć...
Każdy wówczas, czujący się Polakiem, pragnął tej walki, bo wiedział, że wszyscy
Polacy przeznaczeni są przez Niemców na zagładę . Że czeka nas ten sam los który
spotkał Żydów. Zaplanowana w “ Mein Kamf” zagłada narodu polskiego, to była tylko
kwestia czasu, a nie alternatywa....
Przecież moje wspomnienia, to byłoby opowiadanie ślepemu o kolorach...
I to ja mam robić ?
Ponadto - komu mam o tym mówić ?.
Tym co w “Trzeciej Rzeczypospolitej” wybrali dobrowolnie swoich wieloletnich katów
komunistycznych - na prezydentów , parlamentarzystów i ministrów....
Grubą kreską zamknęli milcząco rozdział dotyczący zamordowania przeszło 140
tysięcy żołnierzy Armii krajowej i działaczy niepodległościowych. – poddając ich
uprzednio nieludzkim torturom, co sam doświadczyłem na własnej skórze, będąc
więzionym przez Polaków w UB...
Powie ktoś, że przeprowadzono lustrację i ci co teraz rządzą Polską, to ludzie bez
skazy. Na samą myśl o sposobie przeprowadzenia, lustracji ogarnia człowieka
przerażenie jak Polacy są bezmyślni i jak dają sobą manipulować.
Lustracja jest farsą, gdzie postkomunistyczne gremium sędziów oskarża karabin. Z
wystrzału karabinu zabito człowieka, a więc karabin jest winien. Że nie mówi się nic
o tym kto pociąga za spust...To jest nie ważne. Kula wyleciała z lufy karabinu, a więc
karabin zabił, karabin jest winien.....
Piętnaście lat trwa ta komedia i “Polacy” nic na to nie mówią. Ba – wybierają
gudłaja komunistycznego na drugą kadencję prezydentury.....
Łobuzy postkomunistyczni z wdzięczności za “grubą kreskę” roztrwonili i rozkradli
cały majątek narodowy – uwłaszczając się wzajemnie. Stworzyli największą w
Europie armię bezrobotnych, niszcząc całkowicie przemysł i naukę. Obecnie zabrali
się do legalnego mordowania i biologicznego wyniszczania narodu - paraliżując
służbę zdrowia .....
Co na to Polacy? Ano Kościół Katolicki zaleca by wziąć do ręki różaniec i “modlitwą
walczyć” o zmianę losu w Ojczyźnie..... W “ojczyźnie” która stała się
okupantem narodów arabskich w niczym nie zagrażających naszemu krajowi
Ja mam tym bezmózgowcom – polskojęzycznym przewodom pokarmowym - opowiadać
wspomnienia z walki o niepodległość Polski i przytaczać “wspomnienia z powstania
warszawskiego”....?
Nie mogę !
– Bardziej na miejscu było by mówienie o powstańcach w Czeczenii, w Afganistanie, w
Palestynie i w Iraku, gdzie ludzie w rozpaczy samobójczej walczą o swoją
niepodległość i suwerenność narodową. Z nimi jestem duszą i sercem, ubolewając iż
jestem tak stary, że nie mogę im bezpośrednio pomóc.... Wspieram ich chociaż
modlitwą, mimo iż wolałbym to robić z bronią w ręku
Żołnierze Armii Krajowej, w tak zwanej “Trzeciej Rzeczypospolitej”, nie mają - po
sześćdziesięciu latach istnienia “Polski” - statusu Wojska Polskiego !
Nadal jesteśmy : “zaplutymi karłami reakcji” , a nie Polskim Wojskiem. Choćby z
tego powodu – nie mogę zabierać głosu i wspominać walk prowadzonych w przeszłości
jako Wojsko Polskiego Narodu.
Najpierw “Polacy” muszą przeprowadzić deratyzację komunistyczną, a po tym będą
mogli chełpić się ofiarami patriotyzmu.
Z kolei należy wyselekcjonować ze społeczeństwa ewidenynych zdrajców Narodu polskiego
i postawić ich przed prawdziwym , uczciwym trybunałem. Trzeba zdrajców osądzić
zgodnie z polską konstytucją z 1934 roku, gdzie za zdradę narodu grozi kara śmierci (
a nie głupawa “lustracja”) i wyroki bezwzględnie wykonać, konfiskując całe
ich zagrabione mienie na rzecz Skarbu Narodowego
Dziś mógłbym mówić jedynie o tym powstaniu które musi nastąpić w
Polsce, jeżeli Naród nie chce zostać unicestwiony fizycznie, a resztki (zaplanowane
pozostawienie na tych terenach 17 milionów osobników) będą zepchnięte do roli bydląt
europejskich.
Pozwolę sobie przypomnieć słowa polskiego hymnu narodowego: “....co nam obca przemoc
wzięła szablą odbierzemy...” i nie ma innej drogi !!!! To pokazuje
doświadczenie życiowe z tak zwaną “grubą kreską”, która zamiast zbrodniarzy
skruszyć, rozzuchwaliła ich do tego stopnia, że w tak zwanym majestacie prawa (przez
siebie ustanowionego) rozpoczęli jawną eksterminację Narodu. Przeprowadzają to na
skalę ogólnokrajową poprzez bezpośrednie mordowanie ludzi przy pomocy “służby
zdrowia”. Stworzono barierę finansową, gdzie lekarze nie mogą wykonywać zabiegów
ratujących życie ludzi chorych, lub nie podają leków zapobiegających zgonom pacjentów.
Karetki pogotowia odmawiają udzielania pomocy – selekcjonując sobie “klientów” i
“skóry”
A więc morderstwa wykonuje się systemowo, legalnie i bez odpowiedzialności
prawnej....Kto jest winien.... a no pacjent, bo nie ma pieniędzy. Dlaczego nie ma
pieniędzy mimo iż całe życie pracując płacił składki ubezpieczeniowe – bo
zostały ukradzione przez komunistów. Ten co ukradł i odpowiednio je ulokował w
przystępie wyrzutów sumienia popełnił samobójstwo oddając cztery strzały ze swojego
pistoletu we własną głowę... I wszystko jest cacy. Nie ma winnego – nie ma
pieniędzy.
Moi “kochani”, a bardzo chorzy na umyśle rodacy - “kupili” tę bzdurę i płacą
(kosztem strawy i odzienia) konowałom za niby-leczenie. Zapominają przy tym, że ten “klan
medyczny” “Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Polski”, został wykształcony również
za pieniądze podatników, a obecnie ich pacjentów...... I też wszystko jest cacy....
Czy nie lepiej porozmawiać o obecnej sytuacji Ojczyzny i Polaków, niż czadzić
wspominkami o powstaniu warszawskim......?
Jeżeli wśród pozostałych Polaków znajdą się ludzie, którzy byli by skłonni ze
mną obecny stan zagrożenia rozważyć - jestem gotów jeszcze te resztki mojego życia
na to poświęcić ( wszak przyrzekałem : “mam szczerą wolę całym życiem pełnić
służbę Bogu i Polsce....”).
Mimo iż temu “Narodowi” już nie wierzę, danego słowa, chciałbym dotrzymać.
Gdybym w moim przekonaniu pomylił się ( o co Pana Boga bardzo proszę ) i powstała by
Polska Niepodległa i Suwerenna (wolna od plugawych szumowin), w spadku po mnie zostaną
wspomnienia nad którymi pracuję – również z Powstania Warszawskiego, a które chciałbym
Jej właśnie przekazać ! Nie chcę aby europejscy
działacze je czytali i naigrywali się z nich, jak naigrywają się przez przeszło pół
wieku z żołnierzy Armii Krajowej.
(-) Zbigniew Przybysz
Gawęda na 60 rocznicę powstania warszawskiego
Pod koniec czerwca 2004 roku zadzwonił telefon.
“Cześć Zbychu, mówi Wacek. Zbliża się rocznica powstania warszawskiego i musisz
napisać wspomnienie o twoim w tym udziale. Kiedyś opowiadałeś mi jak wasz oddział
partyzancki Armii Krajowej przedzierał się w sierpniu 1944 roku z lasów wareckch do
Warszawy – na pomoc walczącym powstańcom. Wspominałeś, jak oddział został
zdziesiątkowany w walce z napotkanymi pod Wilanowem oddziałami SS, gdzie po ciężkich
całonocnych walkach zostaliście otoczeni i zepchnięci do lasów piaseczyńskich .
Opowiadałeś mi o tym, jak zostaliście uratowani z oblężenia przez wojska węgierskie
i udało się wam – niedobitkom ( jedna czwarta pierwotnego stanu ) - opuścić teren
pacyfikowany w samo południe
Powinieneś o tym napisać póki jeszcze żyjesz...”
Odpowiedziałem mu, że to jest zbyt odległe wspomnienie i bardzo bolesne – bo poległo
wówczas bardzo dużo moich przyjaciół i serdecznych kolegów, a więc nie napiszę o
tamtych czasach. Tym bardziej, że jest już tak dużo publikacji na ten temat i moje
pisanie nie wniesie nic nowego.
Wacek jednak nalegał nadal bym napisał, bo co innego jest opracowanie historyczne, a
zupełnie czymś innym jest relacja uczestnika tych wydarzeń.
Lubię Wacka bardzo, więc mu odpowiedziałem (dla świętego spokoju), że się namyślę
i może coś “skrobnę” – będąc przekonanym, że tylko na obiecance się skończy.
Po zakończeniu rozmowy telefonicznej, myślałem że przejdę ze spokojem do problemów
dnia codziennego i nie będę wracał do wspominek. Jednak ta rozmowa z przyjacielem
nurtowała w podświadomości. Chcąc nie chcąc – myślami cofnąłem się do
ubiegłych lat.
Wróciły we wspomnieniach chwile ciężkie i tragiczne. Nierówna walka z doskonale
uzbrojonym przeciwnikiem i tylu poległych przez jedną noc....
Później Chwile rozpaczy i załamania po upadku powstania warszawskiego Najbardziej
przygnębiła nas świadomość zdrady sowietów – niby aliantów . Bolszewicy którzy w
momencie wybuchu powstania warszawskiego zatrzymali ofensywę na linii Wisły i pozwolili,
by Niemcy rozprawili się z Armią Krajową – mordując powstańców i wszystkich
żołnierzy z oddziałów - które w “Akcji Burza” - wyruszyły powstańcom na
odsiecz. A po tym spokojne przyglądanie się z drugiego brzegu Wisły jak Niemcy
całkowicie palą i zniszczą Warszawę.
Jakby tego było mało, samoloty “kukuruźniki” nadlatywały nocą nad nasz uchodzący
z pogromu oddział i rzucając flary (race świetlne na spadochronach) dawali znak Niemcom
gdzie jesteśmy ( przez szpiegów komunistycznych znali miejsca naszego przemieszczania się).
Tym samym rękami wrogów mogli pozbyć się oddziałów narodowych, gdyż po każdej
takiej “wizycie”, następowało otaczanie nas przez oddziały niemieckie, ukraińskie
i węgierskie - próbujące nas zlikwidować.
Po nocnej walce, gdzie moim zadaniem było osłanianie ogniem z karabinu maszynowego
naszego - mocno przerzedzonego - oddziału( w tej potyczce poległ mój kolega
amunicyjny), zepchnięto nasz oddział w lasy piaseczyńskie, otoczono go i artyleria
niemiecka zaczęła z pociągu pancernego ostrzeliwać systematycznie las . Nasz pobyt na
tym świecie nie przedstawiał się zbyt optymistycznie... . Zdawało by się że sytuacja
jest bez wyjścia, bo nawet nie było z kim walczyć. Trwał tylko bez przerwy bardzo
gęsty ostrzał artyleryjski przemieszczający się systematycznie w głąb lasu –
koszący wokół wszystko co żywe.
Gdy każdy z nas już w duchu żegnał się z życiem, zjawił się w naszym obozie cywil
z oficerem armii węgierskiej. Struchlałem bo cywila znałem. Był to volksdeutch
Heinrich Wecka ( jak się okazało był on w Armii Krajowej polskim oficerem wywiadu).
Strażom oddziału podali hasło i kazali się zaprowadzić do dowódcy.
Tam, oficer węgierski – piękną niemczyzną – oświadczył że zna naszą tragiczną
sytuację i oficerowie sztabu armii węgierskiej w uznaniu waleczności i poniesionych
strat, postanowili nas uratować. Podał pozycje i plan ostrzału, oznaczając na mapach
sztabowych w jakim kwadracie siatki kartograficznej i w którym czasie artyleria nie będzie
ostrzeliwać terenu i w którym miejscu nie będzie wojska w pierścieniu okalającym
pacyfikowany las.
Tak to zebraliśmy się natychmiast i zaczęliśmy przemieszczać się przez tereny leśne
w oznaczonych przedziałach czasowych, ufając że ta pomoc nie jest pułapką (bo wyboru
nie mieliśmy) . Mimo że las trząsł się od wybuchów pocisków artyleryjskich i moździerzy,
nam już włos z głowy nie spadł i w południe, nie napotykając żadnych przeszkód,
opuściliśmy lasy, które zawsze były naszą bezpieczną osłoną. Zdążaliśmy przez
lasy Tarczyńskie, Mogileńskie i Mszczonowskie w Góry Świętokrzyskie do dużego
zgrupowania Armii Krajowej.
Niestety nigdy tam nie dotarliśmy, bo oddziały Armii Krajowej w tamtym terenie, też
miały krwawą przeprawę z Niemcami i Ukraińcami ( na służbie SS Galicjen) i musiały
się przemieścić na południe Polski
. Na skutek morderczych conocnych marszów, ciągłych potyczek i stąd malejącego stanu,
nasz oddział musiał ulec rozwiązaniu, co nastąpiło w listopadzie 1944 roku . Do domu
nie mogliśmy wracać, bo byliśmy zdekonspirowani Akcją Burza
W styczniu 1945 roku, ruszyła ofensywa sowiecka i Polska dostała się pod nową
okupację bolszewizmu.
Początkowo – bez zachwytu – po oficjalnym rozwiązaniu Armii Krajowej, ujawniliśmy
się i oddaliśmy broń.. I to był wielki błąd . Po kilku tygodniach spokoju, zaczęły
się aresztowania dowódców AK. Zazwyczaj słuch o nich ginął, lub znajdowaliśmy ich
zwłoki z zadrutowanymi do tyłu rękami i przestrzeloną czaszką.
Po tym przyszła kolej na aresztowanie mniej znaczących żołnierzy AK. Tych, choć od
razu nie rozstrzeliwano, to ich nieludzko katowano, tak że jeżeli kiedykolwiek opuścili
kazamaty UB, były to tylko ludzkie wraki - dożywotni kalecy
“Polskie” UB, działało identycznie jak niemieckie SS i sowieckie NKWD - mordujące
polskich oficerów w obozach jenieckich w Katyniu, Ostaszkowie i innych. Jeszcze Wojna z
niemieckim okupantem trwała, a już rzesze żołnierzy Armii Krajowej i działaczy
niepodległościowych - masowo aresztowano i jeżeli nie zakatowano ich na śmierć -
wywożono na zatracenie do “gułagów”, lub na Syberię
Polscy komuniści okazali się bardziej okrutni niż Niemcy, bo zakłamani - udający
Polaków, a duszą i sercem zaprzedani sowietom. Hasła “wyzwolenia społecznego”
zamienili na krwawą rzeź - nawet Bogu ducha winnych – cywilów o nastawieniu
patriotycznym, zwanych: “wrogami ludu”, “kułakami” “wyzyskiwaczami”, czy “zaplutymi
karłami reakcji”.
Bezrolne chamstwo i żydostwo ze wschodu zalało miasta - zasilając hołotą szeregi
partii komunistycznej, która chełpiła się, że jest : “siłą przewodnią narodu
polskiego, a urząd bezpieczeństwa i milicja, jest zbrojnym ramieniem tejże partii”.
Tak więc ta “awangardowa” partia, spowodowała przy pomocy UB na terenie całej
Polski ocean terroru, gwałtu, morderstw i przemocy.
Na takie zbrodnie nie mogliśmy pozwolić. W rozkazie wodza naczelnego rozwiązującego
Armię Krajową było powiedziane – między innymi – że: “ .... Armia Krajowa
przestaje istnieć, ale każdy z was od tej chwili jest dowódcą i żołnierzem
zobowiązanym indywidualnie walczyć o niepodległość i suwerenność Polski....”,
Stąd był moralny nakaz aby natychmiast powstał Ruch Oporu Armii Krajowej i zaczęła
się nowa walka.
Pierwsze akcje to konieczność zdobycia broni. A więc rozbrojenie placówek milicji i
urzędu bezpieczeństwa. W razie oporu - załogi tych placówek, niestety były w walce
likwidowane. Jeżeli poddali się - zostali rozbrojeni i puszczani wolno, tylko dowódcy
placówek przed zwolnieniem otrzymywali chłostę i ostrzeżenia, że następnym razem,
tak “ulgowo” nie będą potraktowani. Zazwyczaj bardzo to skutkowało, bo recydywistów
nie napotkałem.
Po zdobyciu broni rozpoczęła się nasza akcja odwetu. Zaczęto likwidację komendantów
urzędów bezpieczeństwa, szczególnie “zasłużonych” w mordowaniu Polaków. Tam
gdzie byli więzieni w większych ilościach żołnierze Armii Krajowej, lub działacze
niepodległościowi innych ugrupowań, przeprowadzano akcje zbrojne, rozbijano te placówki
i więźniów uwalniano. Zazwyczaj komendant takiej placówki - gdzie szczególnie
okrutnie torturowano więźniów - został rozstrzelany.. “Oficerowie śledczy” i kaci
znęcający się bezpośrednio nad więźniami otrzymywali chłostę z ostrzeżeniem ich
likwidacji, jeżeli będą nadal brali udział w gnębieniu żołnierzy AK. Po takiej “lekcji”
byli puszczani wolno.
Te akcje spowodowały znaczne osłabienie działalności UB i milicji, tym bardziej że
miały charakter ogólnopolski. Niestety to “osłabienie”, to był tylko manewr
taktyczny zmierzający do bardziej perfidnych form prześladowania. Ale przez pewien czas
zapanował spokój, a nawet “amnestia” dla tych co złożą broń.
Po pięciu latach okupacji, wszyscy pragnęli już spokoju i stabilizacji. Ja również
pragnąłem się uczyć. W związku z tym wycofałem się z walki i wyjechałem na drugi
koniec Polski, aby podjąć naukę, którą kontynuowałem w czasie okupacji na tajnych
kompletach gimnazjalnych.
W międzyczasie działalność organów UB i MO zaczęła bardziej infiltrować
społeczeństwo i organizować rzesze konfidentów i donosicieli, nie przestając
aresztować żołnierzy AK. Mnie również poszukiwali, ale ja osiadłem w Elblągu
spokojnie pracując i ucząc się w gimnazjum
Moi aresztowani koledzy, sądząc że wyjechałem za granicę, w czasie przesłuchań
wszystkie “winy” przypisali mnie. Z uwagi na wielorakość moich “win” zaczęto
mnie intensywnie poszukiwać w całej Polsce. Stąd i ja zostałem w Elblągu aresztowany
z denuncjacji mojego kolegi szkolnego Ludwika Czystawa – “działacza partyjnego” i
szpicla szkolnego. (jestem w posiadaniu oryginałów jego donosów na kolegów z klasy –
wykradzionych z akt UB).
Po dwóch tygodniach “mdłych przesłuchań” w konwoju zbrojnym wywieziono mnie do
Warszawy i wtrącono do celi która była zbudowana dwa piętra w głąb ziemi w “urzędzie
bezpieczeństwa” przy ulicy Sierakowskiego na Pradze. Tam zaczęły się tortury. Bicie
, konfrontowanie z więźniami którzy mnie oskarżali i znów bicie do utraty przytomności
– jak mówili: “bym sobie przypomniał to, czemu zaprzeczałem w konfrontacjach”
Jak to “śledztwo” wyglądało w praktyce, można zobaczyć na filmie “Pasja” przy
torturowaniu Chrystusa, z tym, że oprawcy w polskich mundurach nie mieli dyscyplin
zakończonych hakami, lecz “używali” do bicia rurki stalowe. One tak nie zakrwawiały
i były znacznie “skuteczniejsze”.... Również po “seansie śledczym” nie
prowadzono ofiary pod pachy, lecz nieprzytomnego wywlekano z “pokoju” śledczego,
ciągnąc za nogi skrwawione strzępy człowieka do cel w piwnicach “urzędu”. Oprawcy
mieli przy tym “ubaw” bo głowy ofiar bezwładnych “śmiesznie” podskakiwały na
każdym stopniu schodów - znacząc na nich krwawy ślad. Ze śladami krwi nie było
problemów bo w pogotowiu były “niewinne” sprzątaczki, które je starannie “na
mokro” usuwały....
Po dwóch miesiącach takiej “kuracji” zaprzestano moich tortur i zaczęto “doprowadzać”
mnie do widoku ludzi normalnych, gdyż przygotowywano proces pokazowy “krwawego bandyty,
plugawego sługusa Rządu Londyńskiego i wroga klasy robotniczo-chłopskiej” – “zdrajcy
Polski Ludowej”.....( jak widać byłem znamiennie utytułowany)
Może tylko dlatego nie zakatowali mnie na śmierć w czasie “śledztwa”.
W ten sposób nazbierało się tych wypominek tyle, że prokurator przygotował “oskarżenie”
wymagające dla mnie ośmiokrotnie kary śmierci....
“Prywatnie” moi “oficerowie śledczy” mówili: “...jeżeli tobie skurwysynu
(tylko tak mnie nazywali w UB) sąd nie “da czapy” (wyroku kary śmierci), to i tak
każemy ci uciekać i zastrzelimy jak psa.....( z pełnym usprawiedliwieniem strzelania do
zbiega )
Cóż mi pozostało?... tylko próba ucieczki. Dwukrotne usiłowanie ucieczki nie
powiodło się. Złapano mnie, ale nie bito (nie mogłem być posiniaczony na procesie),
za to w mojej obecności bito strażników więziennych za niedopilnowanie więźnia....
Za trzecim razem, gdy wszyscy ubowcy byli po całonocnej akcji likwidowania działaczy
PSL-u, udało mi się - w czasie rannego wyprowadzania do ubikacji na podwórzu - przedrzeć
przez zaminowane zasieki z drutu kolczastego okalające “plac wyprowadzeń więźniów”(zbudowane
jeszcze przez niemieckie Gestapo) i uciec.
Późniejszych losów mojego ukrywania się – nie warto opisywać’ gdyż okres ten nie
należał do przyjemnych. Do dzisiejszego dnia, nie czuję że żyję w mojej umiłowanej
Polsce, lecz w kraju okupowanym przez dobrze zorganizowany międzynarodowy bandytyzm.
Wszak do chwili obecnej (po 60-ciu latach od tamtych wydarzeń) Armia Krajowa w werbalnie
“Najjaśniejszej Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej” nie posiada statusu Wojska
Polskiego.... Nic się nie mówi i nie pisze o 50-ciu latach poniewierania w PRL-u
żołnierzami Armii Krajowej i działaczami niepodległościowymi. Nikt nie zajrzał do
Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i nie porównał wysokości emerytur i rent z podobnymi
świadczeniami które otrzymują dawni kaci i prominenci patyjni.... Za to Sejm RP,
wybrany w wolnych wyborach, karci nadal – niedołężnych już dziś – “zaplutych
karłów reakcji”, odbierając im “cichaczem” przyznane ongiś przez tenże sejm
-śmiesznie drobne przywileje, jak zniżka kolejowa i autobusowa, zniżka w opłatach
ubezpieczenia samochodu inwalidzkiego, bezpłatne korzystanie z telewizji, czy bezpłatne
40 impulsów telefonicznych w miesiącu (dwie rozmowy !?! - śmieszne, ale prawdziwe) ...
I ta “akowska kreatura” ma teraz opowiedzieć szacownym “obywatelom Europy” o
Powstaniu Warszawskim... Przecież moje wspomnienia, to byłoby opowiadanie ślepemu o
kolorach...
Dziś, zamiast wspomnień z powstania warszawskiego, należało by mówić
o tym, jak “Polacy” w “Trzeciej Rzeczypospolitej” wybrali dobrowolnie swoich
wieloletnich katów komunistycznych - na prezydentów , parlamentarzystów i
ministrów....
Jak “grubą kreską” zamknęli milcząco rozdział dotyczący zamordowania przeszło
140 tysięcy żołnierzy Armii krajowej i działaczy niepodległościowych. – poddając
ich uprzednio nieludzkim torturom - co jak wspomniałem -sam doświadczyłem na własnej
skórze.
Powie ktoś, że przeprowadzono lustrację i ci co teraz rządzą Polską, to ludzie bez
skazy. Na samą myśl o sposobie przeprowadzenia, lustracji ogarnia człowieka
przerażenie jak Polacy są bezmyślni i jak dają sobą manipulować.
Lustracja jest farsą, gdzie postkomunistyczne gremium sędziów oskarża karabin. Z
wystrzału karabinu zabito człowieka, a więc karabin jest winien. Że nie mówi się nic
o tym kto pociąga za spust...To jest nie ważne. Kula wyleciała z lufy karabinu, a więc
karabin zabił, karabin jest winien.....
Piętnaście lat trwa ta komedia i “Polacy” nic na to nie mówią. Ba – wybierają
pomiota komunistycznego na drugą kadencję prezydentury.....
Łobuzy postkomunistyczni z wdzięczności za “grubą kreskę” roztrwonili i rozkradli
cały majątek narodowy – uwłaszczając się wzajemnie. Stworzyli największą w
Europie – przeszło trzy milionową armię bezrobotnych, niszcząc całkowicie przemysł
i naukę.
Obecnie zabrali się do legalnego mordowania i biologicznego wyniszczania narodu -
paraliżując służbę zdrowia .....finansowo – obcinając limity pochodzące ze stawek
ubezpieczeniowych na działalność medyczną i na lekarstwa. Na zabiegi ratujące życie
Polaków, należy czekać wiele miesięcy lub lat i..... w tym czasie chorzy umierają.
Całkiem legalnie i bez “niczyjej winy”. Żaden okupant nie był tak “dowcipny”
jak europejscy dobrodzieje....
Co na to Polacy? Ano Kościół Katolicki zaleca by wziąć do ręki różaniec i “modlitwą
walczyć” o zmianę losu w Ojczyźnie..... która o ironio - stała się zbrojnym
okupantem narodów arabskich (w niczym nie zagrażających naszemu krajowi....). Te kraje
najbardziej przypominają przybliżoną sytuację w Polsce sprzed 60 lat, gdyż wówczas było
tak samo !
-z tą różnicą, że to my byliśmy pod okupacją....
Dziś jesteśmy w szponach międzynarodowego bandytyzmu i zupełne ztraciliśmy nie tylko
patriotyzm, poczucie godności i honoru, ale i zwykłą przyzwoitość moralną, oraz
instynkt samozachowawczy.
Najpierw trzeba wskrzesić w polskim narodzie patriotyzm, umiłowanie bliźnich i wiarę
naszych ojców, a następnie na podstawie polskiej konstytucji z 1934 r (która nie
przestała obowiązywać Polaków) – przeprowadzić “deratyzację komunistyczną”
– wyczyszczając konsekwentnie kraj ze zdrajców narodowych . Następnie odebrać
złodziejom zagrabione mienie narodowe, bo zgodnie z kodeksem postępowania cywilnego: “...nabycie
dóbr materialnych pochodzących z kradzieży, nie powoduje tytułu własności u
nabywcy....”
Ta akcja, będzie stanowić nowe, nie zbrojne - powstanie polskie, zaś tamto “warszawskie”
należy uszanować milczeniem zdradzonej ofiary....i chwilowo do niego nie wracać.
Jeżeli pokojowy proces zawiedzie ....powinniśmy przypomnieć sobie słowa hymnu
narodowego: ”...co nam obca przemoc wzięła, ....” - stwierdzając że innej drogi
już nie ma !
Zbigniew Przybysz
P.S. Miałem nic nie pisać o tamtych czasach sprzed 60-ciu lat, gdyż nie lubię ich wspominać, a tu telefon mojego przyjaciela, spowodował niepotrzebny “nawrót” tkwiącej na dnie serca goryczy w konfrontacji z dzisiejszą sytuacją polskiego Narodu – przepraszam....