Prof. Anna Sucheni Grabowska

ŹRÓDŁA PRAWA NASZYCH PRZODKÓW

Proszę Państwa, jest bardzo trudno mówić o naszej przeszłości, mając tak dostojne grono przed sobą, a zarazem tak niewiele czasu, lękając się uproszczeń. Proszę więc wybaczyć, że będę tylko operowała pewnymi przykładami. Chciałabym powiedzieć, co ze struktur dawnej Rzeczpospolitej, z prawnych struktur przede wszystkim i z pojęć prawa, prawa publicznego dawnej Rzeczpospolitej, przetrwało w naszej mentalności i może być w jakiś sposób na język współczesny przełożone. Przede wszystkim – co jest źródłem prawa dla naszych przodków?

Stanisław ze Skalbmierza – pierwszy rektor odnowionego Uniwersytetu krakowskiego, w pierwszych latach XV wieku również spowiednik królowej, świętej Jadwigi Andegaweńskiej – napisał w Rozmowach o mądrości, że bardzo ważne jest prawo stosowane. Jest podstawą ustroju państwa, ale musi być zgodne z prawem boskim. Więc – nie każde prawo.

Ustawodawca z czasów Zygmunta I w 1524 r. napisał – „prawo jest darem bożym”, a więc trzeba mu się podporządkować, a jak żaden człowiek, jego organizm, nie może żyć bez duszy, tak Rzeczpospolita nie może żyć bez prawa.

Proszę Państwa, konia z rzędem, kto mi zacytuje jakąś maksymę wziętą z prawa obcego owych czasów, która by w równie lapidarny i piękny sposób przedstawiała treść prawa i przedstawiała konieczność systemu aksjologicznego w literze prawa i stwarzała wrażenie, sugestię bardzo wyraźną, że prawo pozbawione aksjologii, a więc prawo, które nie jest duszą państwa – tak jak duszę musi mieć człowiek – posiada wyższą rangę.

Cóż nam rysuje tekst Konstytucji przyjęty przez Zgromadzenie Narodowe jako Konstytucja 2 kwietnia? Artykuł 87 wymienia takie oto źródła prawa: konstytucje – dobrze, ustawy – dobrze, umowy międzynarodowe, które są przecież elementem przejściowym, niestabilnym, przynajmniej mogą nim być, wreszcie rozporządzenia. Ja nie wiem, co to za prawnik konstruował. Jak porównamy, jak widzieli przodkowie prawo, jego aksjologię, a tutaj mamy za źródła prawa –równorzędnie z Konstytucją wymienione – zwykłe rozporządzenia, to cokolwiek się człowiek dziwi.

Ale wracajmy do XVI wieku, do tych naszych przodków z okresu świetności Państwa Polskiego. Uważali oni również, że niezmiernie ważne jest, aby aksjologia przyświecała wymiarowi sprawiedliwości i stąd już 500 lat temu – w 1496 r. ustawodawca za króla Olbrachta zapisał: sędzia wyrokuje z inspiracji i natchnienia bożego. I dzięki temu, dzięki tej inspiracji ma możność dotrzeć do prawdy, wyrokując, i tym wyrokom, z tego to powodu można i winno się zawierzyć. Sędzia zasiada zatem w sądzie, jak gdyby reprezentując Boga i dlatego należy jego urząd szanować i nie wolno przybywać do sądu żadnej instancji z bronią.

Jeszcze jedno dopowiedzenie. Polacy byli narodem ceniącym bardzo wolność – wolność i godność osobistą. Unikali płaszczenia się, unikali podporządkowywania się regułom ceremoniału, przyjmowanego na ogół nie tylko na Wschodzie, ale i na Zachodzie, odbierającego właśnie poczucie tej godności, podmiotowości obywatelskiej. Mowa tu oczywiście o narodzie politycznym – stanie szlacheckim – zaraz to pojęcie postaram się wyjaśnić.

Było takie bardzo piękne sformułowanie, które padło z ust kasztelana poznańskiego Andrzeja Górkina w Sejmie z połowy XVI wieku, który powiedział: oto posłowie przed Waszą Królewską Miłością – przed Zygmuntem Augustem – uklękli, a my Polacy tylko przed Bogiem zginamy kolano. I rzeczywiście to było takie niesamowite wrażenie, kiedy oni przed królem uklękli, przedkładając mu prośbę, którą uważali za bardzo ważną, już nie chcę w to wchodzić, że król sam się wstrząsnął, król poruszył ramionami i powiedział: Oj, trzebaż aż tego! Był po prostu przerażony i zaskoczony, bo Polacy nie byli przyzwyczajeni do tego, żeby przed królem klękać. Niemniej cenili monarszy autorytet, a nadawanie temu autorytetowi monarszemu charakteru majestatu (Formula sacra, regia majestas Święty majestat, majestat królewski) wynikała nie z czego innego, jak z tego, że uważali, że szef władzy wykonawczej państwa – albowiem tylko króla uważano za szefa władzy wykonawczej – a nie wszelkiej władzy, że on powinien reprezentować Boga. I w związku z tym stawiano mu bardzo duże wymagania. Zupełnie inaczej niż w monarchiach dziedzicznych – mówi Andrzej Frycz Modrzewski: u nas nie ten, kto się rodzi synem królewskim, jest królem, tylko ten, kogo obierzemy. A jakiego należy obrać? Tego, który będzie miał odpowiednie predyspozycje, a więc ma być religijny, przede wszystkim mądry, a potem ma wykazać się mnóstwem cnót, których katalogu tutaj nie chcę przedłużać i przytaczać.

I to właśnie leżało u źródeł Wolnej Elekcji polskiej, która sprowadzała się do tego, żeby znaleźć odpowiedniego monarchę. Wiele się zarzuca, że były to wybory nieodpowiednie, że jakiś tumult się pojawiał przy Wolnej Elekcji, przy zjeździe powszechnym. Oczywiście były też i takie jakieś zamieszki. To byłoby zdumiewające, gdyby takie procedury masowych wyborów mogły się odbyć spokojnie, niemniej większość wyborów naszych przodków była zupełnie trafna. No, w tej chwili nie chcę już tutaj wchodzić w szczegóły, ale można powiedzieć, że dopiero od Sasów zaczęły się te zupełnie nieszczęśliwe wybory. Poprzednie, związane zresztą z dynastią jagiellońską, poprzez długo panującą dynastię Wazów, były na ogół wyborami trafnymi.
I jeszcze jedno pytanie: czy mamy się tak bardzo czym chwalić? No, przecież wiemy, że mieliśmy w swoim ustroju, przede wszystkim ustroju społecznym, słabe strony. Tego nikt z nas nie może negować, żeby nie być pomówionym o jakąś jednostronność, o tworzenie mitologii, jak to się dzisiaj mówi. Jestem od tego najdalsza.
Mieliśmy słabe struktury społeczne. Wiadomo, że sytuacja ludności chłopskiej była w literze prawa zapisana w sposób ograniczający bardzo tę ludność, również sytuacja miast polskich nie była najlepsza. Niemniej trzeba zauważyć, że najnowsze badania wykazują, iż i w tej dziedzinie nastąpiło coś, co nazywać można śmiało „czarną legendą”, a więc przejaskrawienie wszystkich negatywnych wypadków, które niejednokrotnie miały charakter indywidualny. Litera prawa ograniczająca chłopa polskiego, czy mieszczanina polskiego nie musiała być zawsze przestrzegana i odmowa praw obywatelskich tym grupom ludności wiązała się po prostu z tym, że reprezentacja sejmiku miała charakter terytorialny i obejmowała również ludność innych stanów na terenie tych sejmików zamieszkałych. Jest to bardzo szeroki problem, który wymaga jeszcze zbadania, a wymaga tym bardziej zbadania, że w tej chwili – moim zdaniem – szerzy się wśród naszych elit bardzo niezdrowa myśl o jakimś wbijaniu nowego klina pomiędzy miasto i wieś, pomiędzy tak zwane elity a pomiędzy ludność chłopską. My przegramy wszystko, jeżeli nie wyjdziemy z tego błędnego koła i jeżeli nie znajdziemy drogi do wsi polskiej – przepraszam za taką dygresję, zupełnie moją osobistą.
Jeżeli chodzi o wszystkie dyskryminacje, jakie w owych czasach znajdowały się w ustrojach i w strukturach prawnych państw europejskich, to trzeba podkreślić, że Polska tu nie była wyjątkiem. Surowa litera prawa dotycząca stanów tzw. plebejskich – w naszym ustawodawstwie odnajdywała pewną równowagę poprzez układy gospodarcze, które świadczyły o tym, że właściciele wsi musieli się opiekować również ludnością wiejską, czego zupełnie nie było na Zachodzie, gdzie nie było tak ostrych pod kątem litery prawa form poddaństwa, niemniej właśnie chłopi byli najbardziej obciążoną warstwą, jeśli chodzi o uiszczanie podatków i świadczeń na rzecz państwa. A więc jest to sprawa dyskryminacji, która w owych czasach przyświecała pewnym grupom ludności nie narodowym, nie częściom narodu politycznego, ale ta dyskryminacja obejmowała również kobiety, jakkolwiek by były szlachetnie urodzone, to dyskryminacja obejmowała młodzież i dzieci – bardzo twardo, nadmiernie już uzależnione od rodziców w sposób taki, że to absolutnie ich jakąkolwiek samodzielność ograniczało i ta litera prawa pod tym względem w Polsce nie odbiegała od norm europejskich.
Natomiast oferowaliśmy całej Europie Zachodniej to, co było prawdziwym wykwitem naszej myśli politycznej, a więc dobrodziejstwo pluralizmu i tolerancji – pluralizmu etnicznego, narodowego i wyznaniowego.
I to są te rzeczy, o których każdy Polak powinien pamiętać dzisiaj, gdy nam się zarzuca ksenofobię. Trzeba wiedzieć, że w 1573 r. stworzyliśmy swoim ustawodawstwem osłonę wyznaniom reformacyjnym, że prawosławie rozwijało się na terenie Królestwa Polskiego, a również potem połączonych unią z Polską ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego, że żadnego znaczenia nie miało w Sejmie w zjednoczonej Rzeczpospolitej pochodzenie etniczne. Głos Litwina, głos Białorusina, głos Ukraińca – były sobie równe.
Na kartach naszej historii w tych pryncypialnych decyzjach, zarówno złych jak i dobrych, zapisywali się Polacy etniczni, zapisywali się również Litwini (pamiętać musimy Rejtana – skąd pochodził), ale również musimy wiedzieć, że najwięcej zrywanie sejmów pochodziło z obrzeży dawnej Polski, z ziem, które były dołączone, z Wielkiego Księstwa Litewskiego, gdzie nie było tak silnych tradycji wolnego parlamentu i gdzie wobec tego łatwiej przychodziło do przekupywania przez magnaterię tak zwanych zrywaczy sejmu. Dziękuję Państwu bardzo za cierpliwość.